Na ścianie pojawił się straszny typ. Śmiał się głośno i rubasznie. Tasia nie wiedziała, co go tak rozbawiło. Nie był to przyjemny widok. Potem zauważyła, że dalej pokazała się piękna księżniczka. Tasia wiedziała, że to księżniczka, ponieważ wyglądała tak samo, jak ta, która mieszkała w książeczce z obrazkami.
Na ścianie działo się wiele. Prawie każdego ranka Tasia patrzyła, jak przesuwa się po niej światło nowego dnia. Wiedziała, że jeśli rozjaśnią się włosy księżniczki, to wkrótce zacznie się ruch. Mamusia wstanie pierwsza i dorzuci węgla do pieca, żeby było ciepło. Potem tatuś przyniesie ze sklepiku mleczko i bułeczki. Mamusia obudzi Tasię, żeby się nie spóźniła do przedszkola.
Tak było wiosną i latem. Zimą i jesienią ściana każdego ranka była ciemna. Wtedy zjawiały się na niej obrazy jeszcze straszniejsze niż straszny typ. Tasia zamykała wtedy mocno oczy i czekała aż pierwsza wstanie mamusia. Nie chciała nikogo budzić. Wiedziała, że rodzice są zmęczeni życiem, jak mówiła mamusia. Nie rozumiała oczywiście, jak życie może męczyć. Ją wszystko cieszyło, ale nie wiedziała, co to jest to życie.
– Życie, to życie – mówiła mamusia.
Tasia dalej nie rozumiała. Westchnęła tylko czasem i przyglądała się ścianie albo zamykała oczy i nasłuchiwała. Najpierw budziły się małe ptaszki, potem większe, a później sąsiad wychodził do pracy – był tramwajarzem, a tramwaje wstają przecież wcześniej niż ludzie.
Pewnego dnia mamusia i tatuś powiedzieli, że Tasia jest już dużą dziewczynką i teraz to ona będzie chodzić do pana Stachowiaka po chlebek, bułeczki, mleczko i śmietankę. Tasia poczuła, jak nagle urosła. Mamusia dała jej siatkę na zakupy i pieniążki, które mocno ściskała w rączce. Zapamiętała, że ma kupić chleb z makiem, cztery bułeczki, mleczko ze srebrnym kapselkiem i śmietankę ze złotym. Ułożyła nawet wyliczankę, którą powtarzała przez całą drogę:
– Cztery bułki,
Chlebek z makiem,
Srebrne mleko,
I złota śmietanka.
Tasia przeszła szybko przez podwórko. Weszła do bramy, która z każdym krokiem robiła się coraz bardziej ciemna. Szła szybciej, aż w końcu biegła. Z całej siły pchnęła ciężkie drzwi. Słońce oślepiło ją natychmiast.
Sklep pana Stachowiaka znajdował się obok wejścia do kamienicy. Weszła do środka. Zobaczyła na ladzie ogromną kasę. Tasia stanęła blisko lady i wyliczyła:
– Cztery bułki,
Chlebek z makiem,
Srebrne mleko,
I złotą śmietankę,
Poproszę, panie Stachowiak.
Pan Stachowiak wychylił się zza lady. Miał na sobie biały fartuch i białą śmieszną czapeczkę. Spojrzał w dół i zauważył Tasię.
– A kto to tu przyszedł? Taka malutka i już cię wysłali po zakupy?
– Ja jestem już duża i mogę robić zakupy, proszę pana.
– No, tak, tak… a uniesiesz to wszystko?
– No pewnie, przecież mamusia mi dała siateczkę.
– No to daj no, tę siateczkę – zapakujemy zakupy.
– Proszę. A tu są pieniążki.
Tasia wysypała na ladę monety. Ledwo sięgała na nią rączką. Pan Stachowiak przeliczył pieniążki i
oddał Tasi resztę.
– Trzymaj mocno, żebyś nie zgubiła.
– Dobrze. Dziękuję. Do widzenia.
Siatka z zakupami była bardzo ciężka. Brama jeszcze cięższa. Tasia oparła się całym ciałkiem i mocno pchnęła. Drzwi otworzyły się. Po drugiej stronie jaśniał prostokąt podwórka, ale brama pogrążona była w ciemności. Tasia szła szybko. W jednej rączce trzymała ciężką siatkę, a w drugiej kilka monet. Nagle potknęła się i przewróciła. Pieniążki potoczyły się po posadzce, śmietanka ze złotą nakrętką leżała rozbita, a z paluszka Tasi polała się krewka. Ładnie wyglądała na białej śmietance i szybko się z nią połączyła, tworząc niezwykłe obrazy. Teraz Tasia zobaczyła, że podłoga w bramie jest piękna i kolorowa. Układają się na niej różne wzorki. Bardzo to Tasię zaciekawiło, ale kiedy tylko poczuła ból w paluszku, pozbierała zakupy i pieniążki, i pędem pobiegła przez bramę, a potem przez podwórko. Cały czas tłumiła w sobie płacz. Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania i mocno zapukała. A potem rozpłakała się i ona, i mamusia. Krwi było bardzo dużo. Z małego paluszka zawsze leci dużo krewki.
– A, będę żyć? – pytała Tasia.
– Będziesz, będziesz, kochanie… – szlochała mamusia.
Kilka dni później Tasia szła z tatusiem przez bramę. Znów zobaczyła te piękne wzorki, na których się przewróciła i zapytała o nie tatusia.
– To terakota – odparł tatuś.
– Co? Teraz kota? Tera i kotka?
– Tak, tak, a może terrrakotka. Taka straszna kotka, która przewraca małe dziewczynki i tłucze im śmietankę? – zaśmiał się tatuś.
– Tak, śmietankę ze złotym kapselkiem – śmiała się też Tasia.
Tasia często wraca do tych kolorowych kafelków. Pamięta, że tego dnia, jakby obudziła się ze snu, w jakim była pogrążona. Stała się dużą dziewczynką. Już wiedziała, co to ból i strach.