• Skip to primary navigation
  • Skip to main content
mikrobajki

Mikro Bajki

Kolejna witryna oparta na WordPressie

  • Mikrobajki
  • O projekcie
  • O mnie
  • Słowniczek trudnych wyrazów

Bajki

10. KAWIARNIA albo NIEDOCUKRZENIE

29 sierpnia 2020

1-KAWIARNIA

Dawno temu, kiedy Tasia chodziła jeszcze do przedszkola, pomidory pachniały, jak pomidory, rzodkiewki szczypały w język, a w papierówkach mieszkały robaczki. Papierówki nie były zrobione z papieru. To małe zielone jabłuszka – białe pod delikatną skórką, a w smaku słodkie i lekko kwaskowe. Kupowały je z babcią Lusią na Zielonym Rynku. Zwykle potem, kiedy nie było ładnej pogody, szły do kawiarni. Do Pół czarnej, WZ albo do lokalu w eleganckim i drogim hotelu Bazar. Babcia Lusia zakładała wtedy kapelusz, bo damy do kawiarni chodzą w kapeluszach. Tasia bardzo lubiła te miejsca. Pachniały mocnym, ciężkim aromatem kawy. Nasycały się szumem rozmów. Miło było słuchać tych wszystkich: gadu, gadu, tak, tak, mmm… oh, nie, nie, ha, ha, hi,hi, ach…., gadu, gadu, gadu…

2-BAZAR

Najbardziej podobała się Tasi kawiarnia w Bazarze, gdzie pracowała ciocia Wisia. Siadały z babcią przy stoliku, a ciocia Wisia ubrana w czarną sukienkę z kołnierzykiem i malutkim białym fartuszkiem, przynosiła babci kawę w malutkiej filiżance, śmietankę w miniaturowym dzbanuszku i cukier w kostkach, a dla Tasi eklerkę.

3-EKLERKI

Ale Tasia nie lubiła tego ciastka, z którego wypływał ciężki, kleisty krem. Eklerkę zjadała więc babcia. Tasia wolała kostkę cukru. To było bardzo dziwne zjawisko, zwłaszcza, kiedy trochę kawy wylało się na spodeczek. Kostka barwiła się wtedy na piękny beżowy kolor, nasączając się miłym kawowym aromatem. Tasia bardzo lubiła jak kostka cukru rozpuszcza się powoli w jej ustach. Ciocia Wisia przynosiła więc następne dwie kostki, a babcia zawijała je w serwetkę i chowała do torebki.
– Schowam na niedocukrzenie – mówiła
Tasia nie wiedziała, co to jest niedocukrzenie. Czasem jednak widziała, jak babcia nagle zlana potem wyciąga z torebki kostkę cukru i szybko ją rozgryza.

4-CIOCIA-WISIA

Mamusia zawsze na święta kupowała dla Tasi nowe buciki. Tym razem obeszły całe miasto, ale nie znalazły nic odpowiedniego. Żaden bucik nie pasował na nóżkę Tasi. Mamusia to wiedziała. A jak już buciki pasowały to były okropnie brzydkie albo strasznie drogie.
– To nie jest skóra – mówiła mamusia i oddawała bucik sprzedawczyni.
Mamusia wiedziała, że buciki dla dzieci muszą być zrobione ze skóry, żeby nóżki oddychały i swobodnie rosły.
– Nie warto kupować na jeden sezon za te pieniądze – oddawała kolejną parę.
To były czasy, kiedy w sklepach było bardzo mało bucików.
Obie były już zmęczone tymi zakupami i wtedy Tasia poczuła znajomy zapach kawy. Pociągnęła mamusię za rękę w stronę kawiarni Hotelu Bazar.

5-KAWUSIA

– Mamusiu, chodźmy na kawkę i kostkę cukru, proszę….
– No też coś, do Bazaru? To droga kawiarnia! – zawołała mamusia.
– Babcia Lusia tu ze mną przychodzi…
– Nic z tego, mamusia nie ma pieniążków na kawiarnię…
– No to na kostkę cukru…
– Cukier nie jest zdrowy, a babcia bierze go tylko, kiedy ma niedocukrzenie.
– Ale ja mam teraz niedocukrzenie, mamusiu…. Wielkie niedocukrzenie!
Tasia w jednej chwili rzuciła się na chodnik i zaczęła tupać nóżkami. Łzy popłynęły strumieniem.
– Ja chcę do kawiarni! Babcia ze mną chodzi… A ty nie!… – krzyczała Tasia, połykając łzy.
Nagle zatrzymał się starszy pan, który właśnie wyszedł ze swoim małym pieskiem rasy pekińskiej na spacerek. Popatrzył z politowaniem i powiedział:
– Babcia nauczy, a potem matka ma problem.
– Nie matka, tylko mamusia! – odburknęła Tasia.
Przekonała się wtedy, że nie wszyscy lubią kostki cukru tak samo, jak ona. No i, że nie wszyscy mają niedocukrzenie. A ona wtedy miała naprawdę ogromne… niedocukrzenie.

Filed Under: Bajki

9. ŚRUPEK

29 sierpnia 2020

1-ŚRUPEK

– Ten Stary Śrup! Znowu zamknął wodę! I to na kłódkę! – krzyczał tatuś, kiedy wrócił z korytarza z pustym wiadrem.
Działo się to dawno temu, kiedy Tasia mieszkała z rodzicami na starym mieszkaniu w kamienicy z ogromną bramą, złotą klamką i wielkimi drewnianymi brązowymi kulami. Życie dzieliło się na to na starym i na nowym mieszkaniu. Stare pachniało kapustą i szczynkami, czyli moczem. Całe ich stare mieszkanie składało się z jednego pokoju.

2-STARE-MIESZKANIE

– Sralnia, pralnia i sypialnia – mówiła czasem mamusia.
Nie było to prawdą, bo w tym pokoju mieściła się jeszcze kuchnia i łazienka. Nie było wody ani gazu, ani innych wygód. Kuchnią był kredens, na którym stała mała kuchenka elektryczna oraz stół. Obiad gotował się cały dzień na dwóch małych grzałkach. Łazienką była miska za firanką i wiaderko na nieczystości. Również na siku i kupkę. Tasia miała swój błękitny metalowy nocniczek, na którym mogła wygodnie posiedzieć. Dla mamusi i tatusia była ubikacja na półpiętrze. Tasia tam nie chodziła, bo mamusia się bała, że jeszcze coś złapie, ale nie mówiła co. Tasia była zadowolona ze swojego nocniczka.

3-NOCNICZEK

Sypialnia to był tapczan rodziców i łóżeczko Tasi. Pośrodku pokoju stał duży okrągły stół z krzesłami – to była jadalnia. Do tego jeszcze inne meble: trzydrzwiowa szafa, biblioteczka i pomocnik.
Przez okno nigdy nie docierało słońce, dlatego w mieszkaniu zawsze było ciemno, a na ścianach mieszkały zielone grzybki. Tasia patrzyła na ślepe podwórko, na którym rosła trawa i malutkie białe kwiatki. Wiosną wyglądały, jak śnieżek. Po drugiej stronie podwórka znajdowała się fabryka tkanin. Tasia widziała panie, które pracowały przy maszynach. Ciągle było im gorąco, bo zawsze miały otwarte okna, a i tak ocierały pot z czoła. Czasem Tasia którejś pomachała. Kiedy mamusia chciała zobaczyć jaka jest pogoda, mocno wychylała się przez okno i sprawdzała, czy widać słońce na kominie fabryki.

4-WIDOK-NA-ŚLEPE-PODWÓRKO

– Ten stary śrup! Znowu zamknął wodę! – krzyczał tatuś, kiedy wrócił z korytarza z pustym wiadrem.
Zlew z wodą był wspólny dla wszystkich mieszkań na piętrze, ale Stray Śrup założył kłódkę i sam korzystał z wody. Kiedy tatuś do niego pukał, aby poprosić o zdjęcie kłódki, udawał, że nie słyszy. Zresztą mógł być głuchy, bo był już bardzo stary.
Tatuś musiał więc pójść z wiadrem do piwnicy. Tam na szczęście był jeszcze jeden kran. I tak to trwało czasem kilka tygodni.
Pewnego dnia Tasia szła do piekarni do pana Stachowiaka po chlebek z makiem. Właśnie wyszła z mieszkania, kiedy drzwi naprzeciwko otworzyły się i ukazał się w nich Stary Śrup. W jednej ręce trzymał wiadro na wodę, a w drugiej klucze. Podszedł do zlewu i otwierał kłódkę. Malutkie serduszko Tasi ze strachu przed strasznym staruchem zaczęło bić coraz mocniej, ale ponieważ była dobrze wychowana, uśmiechnęła się i zagadnęła swoim cieniutkim głosikiem:
– Dzień dobry, panie Śrupek.
– Co? Co? Co tam mówisz?
– Dzień dobry, panie Śrupku! – dodała głośniej.
Mamusia usłyszała, że coś się dzieje na korytarzu i otworzyła drzwi. Stary Śrup już chciał zakładać kłódkę, ale mamusia była szybsza. Niby przez nieuwagę popchnęła Starego Śrupa swoim wielkim brzuchem, w którym mieszkał sobie braciszek Tasi i podstawiła pod lejącą się wodę swoje wiadro. Stary Śrup spojrzał tylko i szybko schował się za drzwiami swojego mieszkania razem z kłódką. Nigdy więcej już jej nie założył.
Nie wiadomo, dlaczego nazywany był Śrupem. Może dlatego, że jego twarz była cała pomarszczona, a może dlatego, że jednym przypominał rozczłapanego konia, a innym ptaka.

5-WIDOK-Z-NOWEGO-MIESZKANIA

Potem nastało życie na nowym mieszkaniu, w którym była łazienka i kuchnia, i woda, i gaz, duże okna, a nawet balkon. Nowe mieszkanie mieściło się wysoko ponad miastem, na szóstym piętrze nowego wieżowca, zwanego deską. Słońce świeciło tam przez cały dzień. Tasia z mamusią i tatusiem oraz z małym braciszkiem każdego wieczoru podziwiała wyjątkowe zjawisko – zachód słońca. Nawet pochmurny dzień kończył się niezwykle barwnie. Ale to już zupełnie inna historia.

Filed Under: Bajki

8. CIASTECZKA W PAPILOTKACH

29 sierpnia 2020

1-CIASTECZKO-W-PAPILOTCE

– A ciastków wam dać? – pytała babcia Franciszka, która mieszkała na wsi. Zawsze to powtarzała przy pożegnaniu, kiedy Tasia wracała z wakacji. Babcia wyciągała wtedy ogromną kolorową puszkę pełną amoniaczków – ciasteczek z cukrem, które piekła raz do roku. Ciasteczka mieszkały sobie w tej ogromnej puszce i robiły się coraz bardziej czerstwe i chyba nikt ich nie chciał jeść poza babcią Franciszką, która lubiła je moczyć w herbatce. Kiedy jednak udało się trafić, że babcia akurat wyciągała świeże amoniaczki z pieca, były kruche i same rozpływały się w ustach. Wtedy wszyscy chętnie je chrupali.

2-AMONIACZKI

Na wsi Tasia zostawała sama ze sobą, bo babcia Franciszka miała zawsze coś do roboty. A to dawała jeść świnkom, a to krowy doiła albo gotowała obiad dla całej rodziny. Dziadek Franciszek pracował w polu i całe dnie nie było go w domu. Mamusię rwał kręgosłup, jak tylko przyjeżdżała do dziadków. Leżała więc w łóżku i czekała na przyjście pani felczerki, która była prawie lekarzem, ale znała się na rzeczy. Prawdziwego lekarza we wsi nie było. Felczerka znała się wprawdzie na kręgosłupach, ale mamusia i tak musiała dwa tygodnie leżeć bykiem w łóżku i wygrzewać się pod pierzyną, chociaż na dworze był upał.

3-FRANCISZEK-I-FRANCISZKA

We wsi było jezioro, a woda Tasię wprost przyciągała. Jak tylko znalazła się na brzegu, natychmiast musiała wskoczyć i pływać po warszawsku, czyli brzuchem po piasku. Nikt z dorosłych nie mógł jej nauczyć pływać, bo nikt nie umiał. Każdy był czymś zajęty: babcia gospodarstwem, dziadek polem, mamusia chorobą, a tatuś pracą w mieście. Tasia stawała więc przed całym zagonem ziemniaków, który rósł obok domu, brała kabel od żelazka i urządzała koncerty. Śpiewała wszystkie piosenki, które zapamiętała z radia. Publiczność złożona z ziemniaczanych krzaków była dosyć milcząca. Nie było aplauzu, ani nawet oklasków, ale mimo to Tasia kłaniała się pięknie.
Mamusia w końcu zdrowiała, a kiedy czasem przyjeżdżał tatuś, szli wtedy we trójkę nad rzekę. Na piskach rosły jeżyny. Zbierali je w koszulkę Tasi, z której mamusia robiła siatkę. Piach był biały, miękki i wspaniale było chodzić po nim boso.
– A ciastków wam dać? – zapytała babcia Franciszka, kiedy już pakowali się i wracali do miasta. Wzięli więc pełną torebkę babcinych amoniaczków, która później zalegała do wiosny na szafie.

4-WZORKI-NA-ŚCIANIE

Wrócili do swojej kamienicy. Nastała pora deszczowa i słotna. Deszcz kapał sobie i wygrywał różne melodie o metalowy parapet. Tasia próbowała je zapamiętać i zaśpiewać, ale rzadko jej się to udawało. Wolała więc gapić się na wzorki na ścianie. Widziała tam całe światy, snuła ciekawe opowieści. Potem nauczyła się zeskrobywać farbę paluszkiem, żeby poprawić trochę rysunek, który malarz zrobił wałkiem do malowania ścian. Kiedyś mamusia powiedziała, że farba odpada i trzeba znowu robić malowanie. Tasia wcale nie myślała, że farba odpada, tylko, że rysunki są coraz ładniejsze. Na szczęście malowanie przesuwało się na kolejną wiosnę i całą porę deszczową, i słotną Tasia spędziła na tworzeniu swoich historyjek na ścianie przy łóżku.
Pewnego dnia Tasia została na popołudnie w mieszkaniu dziadków – tych miejskich dziadków, którzy zajmowali dwa pokoje z kuchnią i spiżarnią w tej samej kamienicy.
Babcia Lusia powiedziała, że przyjdą do nich w gości i żeby Tasia była grzeczna. Pierwsza pojawiła się malutka pani Janka w dużym kapeluszu, a potem ciocia Wisia, która miała powieki pomalowane błękitną kredką. Na końcu przyszedł pan Łucjan, który przyniósł śmieszną paczuszkę przewiązaną papierowym sznureczkiem.

5-PACZUSZKA-Z-CIASTKAMI-TORTOWYMI

Wszyscy zasiedli do stołu. Pili kawkę i herbatkę, a Tasia pilnie im się przyglądała. Gadali i gadali. Tasia nie wiedziała o czym można tak długo gadać, ale to były sprawy dorosłych. Babcia otworzyła w końcu paczuszkę z papierowym sznureczkiem i wyłożyła na porcelanową paterę ozdobioną malutkimi różyczkami kilka ciastek tortowych. Każde z nich ułożone było na osobnej papilotce, która wyglądała jak kołnierzyk.
Tasia znała papiloty, które babcia zakładała na włosy na noc. Jej fryzura przypominała wtedy watę cukrową, ale babcia mówiła, że to sprawa mody. Tasia nie wiedziała, czy papilotki na ciastkach to też sprawa mody. Pewnie tak. Babcia chciała dać Tasi jedno ciastko w papilotce, ale ona grzecznie podziękowała, bo strasznie nie lubiła ciastek tortowych ze sztywnymi kremami, robionymi na margarynie. Brrr – były okropne.

6-PATERA-Z-CIASTKAMI-TORTOWYMI

Najbardziej podobały jej się te papierowe kołnierzyki zwane papilotkami. Ze zdziwieniem przyglądała się, jak pan Łucjan ciągle gada i gada, śmieje się i zjada jedno ciastko za drugim. W końcu ostatnie ciastko pochłonął razem z papilotką. Za nic nie dawało się go pogryźć, szeleściło między zębami pana Łucjana, zanim w końcu zauważył, że zjada papier. Tasia nie mogła uwierzyć, że można tak zagadać tortowe ciasteczko z papilotką.
Śmiechu było dużo, a ciastek tortowych zabrakło. Na szczęście mamusia dała babci ciasteczka – amoiniaczki – przywiezione z wakacji od babci Franciszki. Były już wprawdzie czerstwe, ale bardzo ładnie wyglądały na paterze z różyczkami.

Filed Under: Bajki

7. TERRRAKOTKA

29 sierpnia 2020

1-TERAKOTA

Na ścianie pojawił się straszny typ. Śmiał się głośno i rubasznie. Tasia nie wiedziała, co go tak rozbawiło. Nie był to przyjemny widok. Potem zauważyła, że dalej pokazała się piękna księżniczka. Tasia wiedziała, że to księżniczka, ponieważ wyglądała tak samo, jak ta, która mieszkała w książeczce z obrazkami.
Na ścianie działo się wiele. Prawie każdego ranka Tasia patrzyła, jak przesuwa się po niej światło nowego dnia. Wiedziała, że jeśli rozjaśnią się włosy księżniczki, to wkrótce zacznie się ruch. Mamusia wstanie pierwsza i dorzuci węgla do pieca, żeby było ciepło. Potem tatuś przyniesie ze sklepiku mleczko i bułeczki. Mamusia obudzi Tasię, żeby się nie spóźniła do przedszkola.

2-ŚCIANA

Tak było wiosną i latem. Zimą i jesienią ściana każdego ranka była ciemna. Wtedy zjawiały się na niej obrazy jeszcze straszniejsze niż straszny typ. Tasia zamykała wtedy mocno oczy i czekała aż pierwsza wstanie mamusia. Nie chciała nikogo budzić. Wiedziała, że rodzice są zmęczeni życiem, jak mówiła mamusia. Nie rozumiała oczywiście, jak życie może męczyć. Ją wszystko cieszyło, ale nie wiedziała, co to jest to życie.
– Życie, to życie – mówiła mamusia.
Tasia dalej nie rozumiała. Westchnęła tylko czasem i przyglądała się ścianie albo zamykała oczy i nasłuchiwała. Najpierw budziły się małe ptaszki, potem większe, a później sąsiad wychodził do pracy – był tramwajarzem, a tramwaje wstają przecież wcześniej niż ludzie.
Pewnego dnia mamusia i tatuś powiedzieli, że Tasia jest już dużą dziewczynką i teraz to ona będzie chodzić do pana Stachowiaka po chlebek, bułeczki, mleczko i śmietankę. Tasia poczuła, jak nagle urosła. Mamusia dała jej siatkę na zakupy i pieniążki, które mocno ściskała w rączce. Zapamiętała, że ma kupić chleb z makiem, cztery bułeczki, mleczko ze srebrnym kapselkiem i śmietankę ze złotym. Ułożyła nawet wyliczankę, którą powtarzała przez całą drogę:
– Cztery bułki,
Chlebek z makiem,
Srebrne mleko,
I złota śmietanka.
Tasia przeszła szybko przez podwórko. Weszła do bramy, która z każdym krokiem robiła się coraz bardziej ciemna. Szła szybciej, aż w końcu biegła. Z całej siły pchnęła ciężkie drzwi. Słońce oślepiło ją natychmiast.

3-BRAMA

Sklep pana Stachowiaka znajdował się obok wejścia do kamienicy. Weszła do środka. Zobaczyła na ladzie ogromną kasę. Tasia stanęła blisko lady i wyliczyła:
– Cztery bułki,
Chlebek z makiem,
Srebrne mleko,
I złotą śmietankę,
Poproszę, panie Stachowiak.

4-ZAKUPY

Pan Stachowiak wychylił się zza lady. Miał na sobie biały fartuch i białą śmieszną czapeczkę. Spojrzał w dół i zauważył Tasię.
– A kto to tu przyszedł? Taka malutka i już cię wysłali po zakupy?
– Ja jestem już duża i mogę robić zakupy, proszę pana.
– No, tak, tak… a uniesiesz to wszystko?
– No pewnie, przecież mamusia mi dała siateczkę.
– No to daj no, tę siateczkę – zapakujemy zakupy.
– Proszę. A tu są pieniążki.
Tasia wysypała na ladę monety. Ledwo sięgała na nią rączką. Pan Stachowiak przeliczył pieniążki i
oddał Tasi resztę.
– Trzymaj mocno, żebyś nie zgubiła.
– Dobrze. Dziękuję. Do widzenia.

5-PIEKARNIA-PANA-STACHOWIAKA

Siatka z zakupami była bardzo ciężka. Brama jeszcze cięższa. Tasia oparła się całym ciałkiem i mocno pchnęła. Drzwi otworzyły się. Po drugiej stronie jaśniał prostokąt podwórka, ale brama pogrążona była w ciemności. Tasia szła szybko. W jednej rączce trzymała ciężką siatkę, a w drugiej kilka monet. Nagle potknęła się i przewróciła. Pieniążki potoczyły się po posadzce, śmietanka ze złotą nakrętką leżała rozbita, a z paluszka Tasi polała się krewka. Ładnie wyglądała na białej śmietance i szybko się z nią połączyła, tworząc niezwykłe obrazy. Teraz Tasia zobaczyła, że podłoga w bramie jest piękna i kolorowa. Układają się na niej różne wzorki. Bardzo to Tasię zaciekawiło, ale kiedy tylko poczuła ból w paluszku, pozbierała zakupy i pieniążki, i pędem pobiegła przez bramę, a potem przez podwórko. Cały czas tłumiła w sobie płacz. Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania i mocno zapukała. A potem rozpłakała się i ona, i mamusia. Krwi było bardzo dużo. Z małego paluszka zawsze leci dużo krewki.
– A, będę żyć? – pytała Tasia.
– Będziesz, będziesz, kochanie… – szlochała mamusia.
Kilka dni później Tasia szła z tatusiem przez bramę. Znów zobaczyła te piękne wzorki, na których się przewróciła i zapytała o nie tatusia.
– To terakota – odparł tatuś.
– Co? Teraz kota? Tera i kotka?
– Tak, tak, a może terrrakotka. Taka straszna kotka, która przewraca małe dziewczynki i tłucze im śmietankę? – zaśmiał się tatuś.
– Tak, śmietankę ze złotym kapselkiem – śmiała się też Tasia.
Tasia często wraca do tych kolorowych kafelków. Pamięta, że tego dnia, jakby obudziła się ze snu, w jakim była pogrążona. Stała się dużą dziewczynką. Już wiedziała, co to ból i strach.

Filed Under: Bajki

6. U TYCH W KOŃCU

29 sierpnia 2020

1-CHLEB-Z-MUSZKATRDĄ

– U tych w końcu straszna bieda – powiedziała babcia Lusia.
Gotowała właśnie zupę z jarmużu. Tasia bardzo ją lubiła, chociaż czasem pływały w niej małe robaczki. Zostawały w poskręcanych liściach jarmużu i za nic nie chciały się wypłukać nawet w misce.
– To tylko trochę białka – mówiła babcia, kiedy trafił się taki robaczek.

2-JARMUŻ

Mamusia uważała jednak, że jest to dosyć obrzydliwe i nie pozwalała jeść Tasi tego jarmużu u babci. Ale Tasia bardzo lubiła ten smak, a mamusia nigdy takiej zupy nie gotowała. Mówiła, że ma wstręt. Tasia nie wiedziała co to jest ten wstręt, ale pewnie coś strasznego.
– Jak będziesz marudzić, to rzodkich pyrków z gzikiem ci nagotuję – mówiła czasem druga babcia – Franciszka, kiedy Tasia była na wsi na wakacjach i nie bardzo chciała jeść zupę o strasznej nazwie czernina. Marudziła więc często, bo bardzo te pyrki z gzikiem lubiła. Ciepłe młode ziemniaczki i zimny twaróg. Wspaniałe jedzenie na upał.

3-PYRY-Z-GZIKIEM

Zupa z jarmużu smakowicie buzowała teraz na kuchni węglowej u Babci Lusi. Za oknem padał sobie śnieżek i było raczej ponuro, ale Tasia bardzo lubiła te ponure dni zimowych ferii u babci Lusi. Radio wypikało właśnie południe i teraz słychać było kroki hejnalisty – stuk, stuk po drewnianej podłodze, i hejnał z wieży kościoła mariackiego w Krakowie. Hejnał wybrzmiał 4 razy i w końcu się urwał. Potem niski męski głos ogłaszał komunikat o stanie wód najważniejszych rzek w Polsce. Tasia lubiła słuchać tych dziwnych słów:
– Na Bugu we Włodawie przybyło pięć…
A potem jeszcze:
– …na Wiśle w Zawichoście… na Narwi w Ostrołęce… na Sanie w Przemyślu.
Jaki śmieszny wierszyk – myślała wtedy Tasia. Znała go już prawie na pamięć.

4-RADIO-RAPSODIA

– U tych w końcu straszna bieda – powiedziała babcia Lusia – no, ale soli mi zbrakło….
Tasia z babcią Lusią poszły ciemnym korytarzem kamienicy do samego końca. Babcia zapukała do drzwi, które za chwilę się otworzyły.
– Dzień dobry, pani Popiołkowa, pożyczy mi pani trochę soli? – zapytała babcia, podając szklankę – musztardówkę, bo sól się zawsze na szklanki pożyczało, a że szklanek też w tych czasach nie było, to używano takie szklanki po musztardzie.

– O, dzień dobry, dzień doby, ale proszę, proszę… – uśmiechnęła się babcia Popiołkowa.
Była to ogromna starsza kobieta. Z jej niezwykle wielkich uszu zwisały piękne czerwone kolczyki. Mamusia mówiła, że babcia Popiołkowa jest bardzo dobra. Poznała to właśnie po tych długich uszach.

5-BABCIA-POPIOŁKOWA

– Soli? Już, już… Ale wejdźcie, usiądźcie… a może Tasia zje z nami?
– Nie, nie, niech pani Popiołkowa, nie robi sobie kłopotu… – odezwała się babcia Lusia.
– No, u nas nic takiego, tylko chleb z musztardą… – babcia Popiołkowa już podsuwała Tasi talerzyk. Chlebek z musztardą – pomyślała Tasia – nigdy tego nie próbowałam. I już sięgnęła po skibkę chleba.
– Dziękuję – powiedziała.
Babcia Lusia patrzyła z przerażeniem, ale usiadła w kuchni u tych w końcu i napiła się słabiutkiej herbaty bez cukru. Cukru u Popiołków też nie było. Było za to pięcioro dzieci w różnym wieku, którymi zajmowała się babcia Popiołkowa.
– Mamusiu, mamusiu, ja dziś jadłam skibkę chlebka z musztardą! – pochwaliła się Tasia.
– Jak to? – zdziwiła się mamusia – To babcia nie dała ci obiadu?
– Dała, jarmuż, ale u tych w końcu był chleb z musztardą!
– No tak, u nich straszna bieda, ale chleb z musztardą?
– No, tak smakuje bieda – skwitował tatuś.
Tasia nie wiedziała, co to bieda, ale na pewno wiedziała, jak smakuje skibka chleba z musztardą. Pewnie powiedziałaby, że to smak smakuśnie musztardowy.

Filed Under: Bajki

5. SPRAWUNKI

29 sierpnia 2020

1-STRAGAN-NA-ZIELONYM-RYNKU

Pan Stachowiak mieszkał w kamienicy od frontu. Miał widok na ulicę i pewnie wiedziałby co się na niej dzieje, ale na ulicy Łąkowej nic się nie działo. Czasem tylko z wolna przejechał jakiś jeden samochód i nikt poza mieszkańcami kamienic tędy nie przechodził. Pan Stachowiak mieszkał nad piekarnią, w której sprzedawał chlebek i bułeczki, mleko i śmietankę, sól i cukier, i pewnie nic więcej.
– Idziemy po sprawunki – mówiła babcia Lusia.
Tasia nie wiedziała, co to są te sprawunki i kto się sprawuje i jak, ale grzecznie szła z babcią do pana Stachowiaka. Zawsze pachniało tam świeżym chlebkiem. Tasia lubiła ten zapach. Dawał chlebowe ciepło.

2-KASA-W-PIEKARNI-PANA-STACHOWIAKA

Pan Stachowiak zamykał piekarnię w niedziele i wtedy odpoczywał, ale kiedy mamusia zapominała kiedyś kupić chleb, to zapukała do mieszkania pana Stachowiaka w kamienicy od frontu. Skrzyp, skrzyp – poruszył się zamek w drzwiach. Pan Stachowiak nic nie mówił, tylko otworzył jedne drzwi, a potem drugie i Tasia zobaczyła wielką maszynę, która pożera pieniążki. Pan Stachowiak nacisnął kilka klawiszy, przekręcił korbką, zadzwonił dzwonek kasy i otworzyła się szuflada. Mamusia podała odliczone pieniążki, a pan Stachowiak podał jej chlebek. Kasa podobała się Tasi najbardziej.
Sprawunki były naprawdę przyjemne. Żeby kupić drewienko do rozpalania ognia w piecu, trzeba było przejść ulicę Łąkową i Kwiatową, a potem ulicę o śmiesznej nazwie Rybaki i dojść na Półwiejską. Tam po schodkach w dół był malutki, ciemny sklepik. Drewienko leżało sobie zawsze w stercie pod schodami. Tasia wybierała najładniejsze, najbardziej pachnące. Potem mamusia podpalała drewienko i wrzucała do pieca, który buchał wesołym płomieniem i w małym mieszkanku od razu robiło się przyjemnie ciepło.

3-DREWIENKA-NA-ROZPAŁKĘ

Oprócz drewienka w sklepiku po schodkach w dół można było kupić fistaszki, które wyglądały jak małe kokony. Ale Tasia wiedziała, że nie ma w nich żadnych robaczków, tylko mieszkają tam dwa albo trzy orzeszki. Takie orzeszki świetnie się chrupie, kiedy na przykład tatuś albo mamusia czyta dziecku książeczkę z obrazkami. Tasia o tym też wiedziała i dlatego lubiła, kiedy mamusia już wychodząc ze sklepiku po schodkach w dół wołała:
– A, i jeszcze fistaszków proszę mi zważyć ćwierć kilograma.

4-FISTASZKI

Starszy szary pan sprzedawca sypał szufelką fistaszki do papierowej torebki i kładł na jednej szalce wagi. Na drugiej stawiał odważnik. Waga miała dwa dziubki. Tasia była pewna, że to dwa małe skamieniałe ptaszki. Bardzo lubiła patrzeć jak te dziubki się delikatnie kołyszą i w końcu stykają ze sobą. To znaczyło, że fistaszków jest dokładnie ćwierć kilograma.

5-WAGA-W-SKLEPIKU-PO-SCHODKACH-W-DÓŁ

Naprzeciwko sklepiku po schodkach w dół był składzik z marcepanem. Z okna wystawowego patrzyła na Tasię cała marcepanowa menażeria: kotki, myszki, pieski, świnki, króliczki. Były tam też marcepanowe banany, migdały, truskawki, wisienki, ziemniaczki. Tasia najbardziej lubiła różowe marcepanowe świnki oraz migdałki i ziemniaczki.

6-MARCEPANOWY-SKŁADZIK

Nigdy nie wiedziała jednak od czego zacząć jeść taką marcepanową świnkę, bo żal jej było i uszków, i ogonka. Łatwiej było zjeść ziemniaczki lub migdałki, bo nie miały ani oczków, ani uszków, ani ogonka. Marcepanki były bardzo drogie, więc problem z ich zjedzeniem miała dosyć rzadko. Zwykle dostawała je na święta.

7-DROGA-PO-SPRAWUNKI

Sprawunki z babcią Lusią trwały dłużej. Szły aż na Plac Bernardyński na Zielony Rynek. Tasia lubiła zapach koperku, który się tam unosił. Lubiła też młode różowe ziemniaczki, które nazywały się myszki. Bo młode ziemniaczki myszki najlepiej smakują z koperkiem i zimnym masełkiem. Tak samo, jak ciepły chlebek od pana Stachowiaka. Też najlepiej smakuje z zimnym masełkiem, które pięknie rozpływa się na ciepłym chlebku:
– Niebo w gębie! – mówiła Tasia, powtarzając za tatusiem, bo on też bardzo to lubił.
Tak to sprawunki zbliżyły Tasię do sfer niebieskich.

Filed Under: Bajki

  • « Go to Previous Page
  • Go to page 1
  • Go to page 2
  • Go to page 3
  • Go to Next Page »
1 WIELORYBA 1. WIELORYBA
2. DZIADKA OGRODZILI!
1-DRZEWO-ZIELONE 3. DRZEWO
1-KOMINIARZ 4. WEJDŹ WYŻEJ!
1-STRAGAN-NA-ZIELONYM-RYNKU 5. SPRAWUNKI
1-CHLEB-Z-MUSZKATRDĄ 6. U TYCH W KOŃCU
1-TERAKOTA 7. TERRRAKOTKA
1-CIASTECZKO-W-PAPILOTCE 8. CIASTECZKA W PAPILOTKACH
1-ŚRUPEK 9. ŚRUPEK
1-KAWIARNIA 10. KAWIARNIA albo NIEDOCUKRZENIE
1-KRÓLOWA-LECI-NAD-ULICĄ-ŁĄKOWĄ 11. KRÓLOWA
1-BUTY-NA-STOLE 12. BUTY NA STOLE
1-ROWER 13. WYPADKI CHODZĄ PO KAŁUŻACH
1-TRZEPAK 14. O WYCHODZENIU PRZEZ OKNO
1-FOTO-ZORZA 15. PTASZEK W APARACIE
1-RODZINA 16. KAPELUSZ
stypendium
Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

wykonanie strony internetowej: miastostron.pl