• Skip to primary navigation
  • Skip to main content
mikrobajki

Mikro Bajki

Kolejna witryna oparta na WordPressie

  • Mikrobajki
  • O projekcie
  • O mnie
  • Słowniczek trudnych wyrazów

Bajki

16. KAPELUSZ

29 sierpnia 2020

1-RODZINA

Babcia Franciszka zawsze mówiła, że każdy człowiek musi przeżyć dwie wojny, bo trzeciej, to już nie dożyje. I sama też dwie wojny przeżyła. Tasia nie wiedziała, co to jest wojna. Przed dużym lustrem przymierzała właśnie jakiś stary kapelusz, który przeciąg zrzucił z szafy.
– A coś ty tak z tym straszydłem pozbadła? Jak już pozbadnie, to koniec! – fuknęła babcia Franciszka, ścierając na tarce mączyste pyry na plyndze z cukrem. Tasia wolała plyndze bez cukru.
– To kapelusz, a nie jakieś straszydło, babciu – oburzyła się Tasia.
– Oj, stare to jak świat – odparła babcia Franciszka.
– A babcia Lusia nosi takie i ja też chcę!
– Jak mówię, że stare, to stare, spytaj dziadka Franciszka…
– Ech… – machnął ręką dziadek, bo właśnie ostrzył brzytwę na grubym skórzanym pasku. Zawsze w sobotę się golił, żeby w niedzielę ładnie wyglądać w kościele. W tę niedzielę dziadkowie mieli świętować pięćdziesiątą rocznicę ślubu.

2-ZESTAW-DO-GOLENIA

– No niech dziadek opowie o swojej Wiktorii – burknęła jeszcze babcia Franciszka.
– Dziadku, dziadku… Opowiedz, no opowiedz…
– Ech, nie ma o czym gadać… – odparł i nie mógł już dalej mówić, bo by się zaciął naostrzoną o pasek brzytwą.
– Dziadek miał pierwszą żonę, Wiktorię… – zaczęła opowieść mamusia.
Był młodym chłopcem, który nie chciał chodzić do szkoły. Nudził się tam. Wolał jeździć na koniu, na Siwku albo na Kasztanie. Siwek był starym koniem do pracy w polu, a Kasztan wierzgał kopytami i za nic nie dawał się zaprząc do wozu. Siwek więc pracował za dwóch, a Kasztan słuchał się tylko dziadka Franciszka, który dosiadał go i jeździł po ulicach Lądku i dalej polami, aż nad Wartę. Lądek leżał na skarpie, z której rozpościerał się widok na stare polodowcowe pagórki i doliny. Mamusia mówiła, że ogromny lodowiec rozpychał się tutaj strasznie, pchał i fałdował ziemię, aż w końcu topił się na małe jeziorka. Lądek powstał dawno temu na takiej wysokiej skarpie, której lodowiec nie mógł połknąć. Dwa kilometry dalej leży Ląd. Jest tam klasztor cystersów. Stary, cichy i sekretny. Lądek kiedyś był miastem. I teraz ma rynek, uliczki i kościół. I remizę strażacką. Dziadek Franciszek też był strażakiem. Kiedy wracał z Kasztanem znad rzeki, to było słychać stukot kopyt o bruk.

3-FURA-DLA-SIKWA

– Bo w Lądku nawet bruk był i to już przed pierwszą wojną – krzyknął z podwórka znad miski z wodą dziadek Franciszek.
– Wiktoria miała ciemny gruby warkocz i chabrowe oczy – mamusia pokazywała Tasi starą fotografię.
– Dziadek łaził za nią długo, bo przecież starsza była o 10 lat… No to wtedy była straszna poruta – denerwowała się babcia Franciszka.

4-WIKTORIA

Ślub był skromny, ale w wielkim kościele z dwiema wieżami. Na weselu zamiast tortu były plyndze z cukrem.
– To słodkie i to słodkie – skwitowała babcia Franciszka.
Kiedy brali ślub skończyła się pierwsza wojna, a kiedy urodził im się synek Iziu, zaczęła się kolejna. Dziadek wziął Kasztana i powędrował w świat walczyć. Nie było go długo. W końcu wojna się skończyła. Wiktoria chciała ładnie wyglądać na przywitanie męża i poszła pieszo do Zagórowa, żeby sobie zrobić u modystki nowy kapelusz na miarę. Poszła najpierw do Lądu, przeszła koło klasztoru cystersów i dalej przez błonia i łąki, a potem przez rzekę na boso i już prosto na rynek w Zagórowie. Kapelusz był piękny, ale Wiktoria zachorowała.

5-DROGA-Z-LĄDKU-DO-ZAGÓROWA

– Jedna wojna, druga wojna, zapalenie płuc i szlus – stwierdziła babcia Franciszka.
Tasia wiedziała, że zapalenie płuc to choroba, ale nie wiedziała, co to jest wojna i ten szlus.
– Tu mały synek został, a ja za płotem byłam, i szybko mnie wydali za dziadka Franciszka, bo moja młodsza siostra chciała iść za mąż, a musiała czekać, aż starsza pójdzie z domu. Tak to było… -powiedziała babcia i wyszła nakarmić kurki, bo to była ich pora.
– Daj spokój, Frania – odparł dziadek Franciszek już pięknie ogolony i pachnący.
– No, taka prawda – powiedziała babcia wróciwszy od kur – żadnego kochania to tu nie było.
Babcia odłożyła kapelusz Wiktorii z powrotem na szafę.

6-KOŚĆIÓŁ-W-LĄDKU

Kościół pachniał uroczystą niedzielą. Na rocznicę dziadków przyszła cała ulica Krótka, przy której mieszkali. Przyszli też sąsiedzi z Zielonej i Słupeckiej, i rodzina z Lądu, a nawet znajomi z Zagórowa. No i jeszcze czworo wspólnych dzieci i ośmioro wnucząt. Dużo, jak na pięćdziesiąt lat niekochania. I Tasia z tego niekochania była i jej mamusia też.

Filed Under: Bajki

15. PTASZEK W APARACIE

29 sierpnia 2020

1-FOTO-ZORZA

– O, popatrz tam, no popatrz… Zaraz wyskoczy ptaszek…
Ale nigdy żaden ptaszek nie wyskakiwał. Zresztą Tasia bała się co by się z nim stało, gdyby wyskoczył. Zawsze zasłaniała ręką buzię. Gdyby ptaszek nagle jednak wyskoczył, to i tak jej nie zauważy.
Wizyty u fotografa kojarzyły jej się z tym nieszczęsnym ptaszkiem, o którego los bardzo się martwiła. Babcia Lusia co jakiś czas prowadzała ją do tego samego atelier „Foto Zorza” w oficynie kamienicy na ulicy Kwiatowej, żeby zrobić Tasi retuszowany albo podkolorowany portrecik. Miała już tych fotografii kilka: Tasia jako niemowlę na leżąco z ulubioną zabawką, Tasia jako niemowlę na siedząco z ulubioną lalką, Tasia z główką na stole, Tasia z kokardą na czubku głowy, Tasia z babcią, Tasia czarno-biała, Tasia z pokolorowaną bluzeczką w biało-czerwone paseczki.

2-FOTO

Starszy pan fotograf zawsze był ubrany w marynarkę i krawat. Bardzo ładnie pachniał. Denerwował się, że zawsze musi się tyle namęczyć, żeby jakoś ten portrecik Tasi zrobić.
Babcia siedziała obok i robiła różne dziwne miny, żeby tylko Tasię zachęcić do patrzenia wprost w obiektyw aparatu fotograficznego. Tasia zakrywszy buzię czekała więc na tego biednego ptaszka, który nigdy z aparatu nie wyleciał.
Tego dnia wychodziły wreszcie z babcią Lusią z zakładu „Foto Zorza”, który mieścił się w kamienicy od frontu obok magla. Pachniało świeżym wykrochmalonym praniem. Pani Janka wyłoniła się zza gorącej pary i pomachała babci Lusi. Bielutkie duże sztuki pościeli przesuwały się równiutko po długim wałku. Tasia nie lubiła pościeli prosto z magla. Była ostra i posklejana. Pamiętała, że mamusia bardzo się trudziła, żeby ją potem rozkleić.
– Pościel bez krochmalu i bez maglowania nie jest uprana – mówiła mamusia i zanosiła duże sztuki prania do magla pani Janki. Przy samych drzwiach na gwoździkach zawsze prężyły się firany. W oknie wystawowym między dwoma paprotkami stała duża szklana ryba. W jej wnętrzu wiły się różne kolory.

3-RYBA

Babcia rozmawiała przed maglem z panią Janką. Niedawno obie wróciły z sanatorium „Muszelka” w Kołobrzegu. Mieszkały w jednym pokoju z widokiem na morze i leczyły tam swoje chore serduszka. Tymczasem Tasia przyglądała się szklanej rybie na wystawie. Nagle pani Janka powiedziała do babci:
– Ale, zaraz, kochana pani Lusiu, mam nasze zdjęcia z Koło… – pani Janka westchnęła, przewróciła się i zamilkła. Nie zdążyła nawet powiedzieć Kołobrzegu…
Babcia próbowała ją podnieść, ale na próżno, bo pani Janka, która była przecież drobna i krucha, robiła się coraz mniejsza i lżejsza, aż w końcu zamieniła się w piaszczystą wydmę, która rozwiała się po całej ulicy. W powietrzu długo jeszcze unosił się zapach świeżo wymaglowanego prania.

4-MAGIEL

– Tylko to mi zostało – powiedziała babcia Lusia parę miesięcy później przeglądając album ze zdjęciami. Pani Janka uśmiechała się z fotografii. Stała na tle morza i machała do kogoś ręką. Może do ptaszka, który wyskoczył z aparatu.

5-PANI-JANKA

Filed Under: Bajki

14. O WYCHODZENIU PRZEZ OKNO

29 sierpnia 2020

1-TRZEPAK

– Jesienne róże,
Róże piękne herbaciane…
Słychać było piosenkę Mieczysława Fogga z okna w rogu na parterze w podwórku kamienicy. Nagle płyta się zacięła i przez kilka chwil było słychać nieustannie „óże.. óże… óże…”. W końcu igła zazgrzytała na adapterze i muzyka umilkła.

2-FOGG

Antek wysunął jedną nogę, a potem drugą i stanął na stołku, który ustawiony był na podwórku pod oknem ich mieszkania w rogu kamienicy na parterze. Chłopiec zeskoczył na chodnik. Zaraz potem w oknie pojawiła się Julka, młodsza siostra Antka. Wziął ją na ręce i z trudem postawił na ziemi. Antek był jeszcze dosyć mały, a Julka nie była wcale taka lekka, jak się mogło wydawać.

3-ANTEK-I-JULKA

Tasia wisiała do góry nogami na trzepaku, więc nie wiedziała czy to, co widzi dzieje się naprawdę. Lubiła tak wisieć, bo włosy wtedy opadały w dół i prawie dotykały ziemi. Nagle z uchylonego okna dobiegły krzyki. A potem: brzdęk, trzask, prask, chrup, dzyng, dzong. Zupełnie, jakby coś się waliło, tłukło i podskakiwało. Tasia wystraszyła się i zsunęła się z trzepaka. Stała przestraszona, ale i zaciekawiona.
– Mama i tata tylko się bawią. To taka zabawa… Gonią się i chowają, i strasznie krzyczą. A my nie możemy ich podglądać… – powiedział Antek.
Tasia dalej patrzyła to na otwarte okno, to na poruszającą się firankę, to na Antka.
– I dlatego wychodzimy przez okno… Mamusia każe nam wyjść na podwórko, żeby nie wpaść na ojca, bo to się źle skończy… – ciągnął Antek.
– …. le okońci… – powtarzała mała Julka
– Tak, jeszcze nam się oberwie… A Julka jest za mała… Tata mówi, że nas kocha i że gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą…
– … wióry lecą… – powtórzyła tym razem Tasia – Ja nie mam jeszcze siostry… – dodała.
– A ja mam Julkę… Tata nas kocha, łowi z nami ryby i w ogóle… – chwalił się Antek.
– …ybki… ybki… – wtórowała znowu ucieszona Julka.
– Tak, tak, Juleczko, rybki sobie z tatą łowimy … A mamusia sobie wtedy w domu odpoczywa, bo się bardzo męczy tą zabawą z tatusiem…
Potem zrobiło się cicho. Mama Antka wyjrzała przez okno i zaraz zeszła najpierw na stołek, a potem zeskoczyła na podwórko. Cała była potargana i krew ciekła jej z nosa. Wytarła się chusteczką, a potem wzięła Julkę na ręce i wszyscy troje wyszli na ulicę przez ciemną bramę. Tasia patrzyła za nimi.

4-ANTEK-JULKA-I-MAMA

Antek pomachał jej na pożegnanie, a ona mu odmachała i poszła grać w korale. Patrzyła jak kolorowy paciorek toczy się po ziemi i trafia do małego dołka. Koraliki zbierała do małego woreczka i czasem je sobie oglądała. Lubiła poczuć w dłoni ich szklany chłód.
Tasia nigdy więcej nie widziała ani Antka, ani Julki, ani ich mamy. Ich taty w ogóle nie znała. Na podwórku został stołek, który wkrótce stracił jedną nogę, potem kolejne, a w końcu całkiem się rozleciał i stróżka, która codziennie zamiatała podwórko i pilnowała porządku w kamienicy, wyrzuciła go na śmietnik. Okna mieszkania w rogu kamienicy na parterze od podwórka już na zawsze pozostały zamknięte.

5-STOŁEK

Filed Under: Bajki

13. WYPADKI CHODZĄ PO KAŁUŻACH

29 sierpnia 2020

1-ROWER

Tasia była już dużą dziewczynką i sama wracała ze szkoły. Była najmłodsza i najmniejsza w klasie. Babcia Lusia uparła się, że jest bardzo wysoka i bardzo mądra, no i dlatego powinna iść do szkoły o rok wcześniej, niż inne dzieci. Dlaczego muszę być inna niż wszystkie dzieci – pomyślała Tasia, – czy nie wystarczy, że mam rude włosy, piegi i takie dziwne imię? Ale była tylko dzieckiem, więc musiała być grzeczna. W końcu rodzice dali się przekonać do pomysłu babci.

2-PIÓRNIK

Tasia niosła wielki skórzany tornister, w którym mieściło się wiele różnych rzeczy. Najbardziej podobał się jej drewniany piórnik zamykany na żaluzję. W środku znajdowała się obsadka i stalówka, bo w dawnych czasach dzieci w pierwszej klasie kaligrafowały atramentem. Kaligrafii Tasia nie lubiła przez kleksy. To takie wredne plamy, które zawsze pojawiały się w zeszycie, kiedy Tasia już kończyła pisać jakieś zdanie. „Ala ma kota” i kleks zamiast kropki. Nie bardzo wiedziała skąd się biorą te kleksy, ale lubiła patrzeć, jak wsysa je bibuła. Miała więc dobrą zabawę z tymi kleksami i bibułą, ale zeszyt nie wyglądał najlepiej.

3-KLEKS

Najładniejszy zeszyt miała Renata, ale ona pisała wiecznym piórem, które nie robiło kleksów. Tasia nie wiedziała, dlaczego pióro jest wieczne, ale przecież i tak go nie miała. Renaty nikt w klasie nie lubił, ale Tasia wracała z nią czasem do domu, ponieważ mieszkały na tej samej ulicy.
– Mam nowy rower, jak chcesz, to ci pokażę – powiedziała tego dnia Renata i pociągnęła Tasię w drugą stronę niż zwykle.
Poszły na inne podwórko. Przez mur Tasia widziała swoją kamienicę. Wiedziała, że powinna już wracać do domu, ale nie chciała zrobić przykrości koleżance.
Renata pobiegła do komórki. Nagle zaczął padać rzęsisty deszcz i Tasia schowała się pod czyimś balkonem, ale i tak zmokła, jak kura, chociaż nigdy nie widziała zmokłej kury.

4-ULEWA

Kiedy przestało padać, wrześniowe słońce odbijało się pięknym blaskiem od bruku. Renata wyjechała z komórki na swoim czerwonym rowerze. Kilka razy okrążyła podwórko, a potem wyjechała przez bramę na ulicę. Tasia ostrożnie poszła za koleżanką i kiedy już stawiała krok na chodniku, tuż obok przejechał wielki czarny samochód, rozbryzgując wodę z kałuży. Tasia nigdy nie widziała na swojej ulicy takiego samochodu. Renata leżała razem z rowerem na chodniku. Była cała mokra. To samochód ją ochlapał.

5-CZARNY-SAMOCHÓD

Noga Renaty była jakaś strasznie gruba. Na szczęście na Tasię czekał już tatuś.
– Gdzie ty byłaś? – zapytał zdenerwowany.
– W szkole, tatusiu – odpowiedziała Tasia – Renata chciała mi pokazać rower…
– No, ładnie – powiedział Tatuś – noga twojej koleżanki jest chyba złamana.
W tym momencie Renata zaczęła strasznie płakać, jakby dopiero zorientowała się, co się stało.
– To pewnie ten wielki samochód – skąd on się tu wziął? – ciągnął tatuś oglądając nogę Renaty.
Z piekarni wyszedł pan Stachowiak, a z magla pani Janka. A potem ktoś wezwał pogotowie i Renata pojechała do szpitala. Przez dwa tygodnie nie chodziła do szkoły i leżała z nogą w gipsie. Jej piękny czerwony rower został sprzedany.

6-WYPADEK

– No, tak to jest- powiedział tatuś – nigdy nic nie wiadomo, najlepiej zawsze wracaj ze szkoły prosto do domu.
– Dobrze, Tatusiu – zgodziła się Tasia.
– Dobrze, że to się tak skończyło. Wypadki chodzą po ludziach.
– Wypadki chodzą po kałużach… – dodała Tasia.
– Może nawet jeżdżą – zaśmiał się tatuś.

Filed Under: Bajki

12. BUTY NA STOLE

29 sierpnia 2020

1-BUTY-NA-STOLE

Babcia Franciszka zawsze mówiła, żeby nie kłaść butów na stole, bo będzie nieszczęście. I jak się sól rozsypało, to też krzywo patrzyła.
– Będzieta się kłócić! – krzyczała – to już lepiej cukier rozsypujta, to się będziem śmiać.
– Śmiać się nie będziem, bo cukier przecie na kartki, a sól bez kartek można kupić – kwitował dziadek Franek.
Działo się to w czasach, kiedy w sklepach były puste półki albo co najwyżej ocet na nich stał, bo octu nikt nie kupował. Tasia nie wiedziała po co w sklepach są puste półki i co robiły w nich sprzedawczynie, skoro nie było co sprzedawać. No i dlaczego nikt tego octu nie kupował?
– Czerwona zaraza – wzdychał dziadek Franek – ale jeszcze gorsza czarna zaraza…
O czerwonej i czarnej zarazie Tasia też nic nie wiedziała. Ale na pewno to musiało być jakieś straszydło, skoro zabierało ze sklepów wszystko poza octem.

2-OCET

Tego dnia Tasia pojechała z rodzicami na wieś do dziadków Franków. Najpierw tramwajem, potem pociągiem, a potem autobusem. To nie był wyjazd na wakacje. Była połowa czerwca. I tam, na wsi, zobaczyła buty na stole. Miała je przed samymi oczami. Ich podeszwy były czyściutkie i nieużywane. Tasia pomyślała, że są zrobione z tektury. Obeszła stół i zobaczyła, że leży na nim jakaś pani, na której stopy założono te czyściutkie buty. W pokoju unosił się zapach zapalonej świecy. Okna były zasłonięte i w pomieszczeniu panował półmrok. Kurz krążył w smudze światła. Na zewnątrz gorącem buchało już lato.
– Kim jest ta pani? – zapytał mały Janek, kuzyn Tasi.
– To jest twoja mamusia – odpowiedział tatuś Tasi.
– Dlaczego ona tak leży i się nie rusza?
– Ona umarła.
– Aha, to dobrze, bo ja już myślałem, że jest bardzo chora – powiedział z powagą Janek – Ona zaraz wstanie. Zawsze tak jest, kiedy się kogoś zabija. Najpierw się przewraca i leży, a potem zaraz wstaje. Wiem, bo często bawię się w wojnę na podwórku.
– Nie, ona już nigdy nie wstanie. Jej nikt nie zabijał. Ona umarła. Rozumiesz?
Janek chyba nie rozumiał. Tasia też nie.
Potem wszyscy powoli poszli w kondukcie. Śpiewali pieśni, płakali, rozmawiali, niektórzy nawet po cichu chichotali. Mamusia miała śmieszny mały kapelusik z woalką i była smutna. Trzymała Tasię za rączkę. A tatuś niósł wieniec z białymi kwiatkami, które nazywały się margerytki.

3-MARGERYTKI

– Dąbki, panie, dąbki, długo się trzymają, nawet, jak jest bardzo ciepło – zapewniała sprzedawczyni w kwiaciarni.
Tatuś kupił jednak białe margerytki.
– Margerytki to królowe nieśmiertelności – powiedziała mamusia.
– W sam raz na ostatnią drogę cioci Małgorzaty – dodał tatuś.
Tasi też się podobały.
– Szkoda umierać w taką pogodę… – szepnął ktoś z żałobników.
Tasia nie wiedziała co to znaczy „umierać”. A pogoda upajała zapachem jaśminów i piwonii.
W końcu kondukt zatrzymał się. Ksiądz odmówił modlitwę. Gorący, piaszczysty podmuch powietrza spowił wszystkich.
Mały Janek bawił się ziemią, która leżała dookoła głębokiego dołu. Rozgrzebywał ją i budował zamek. Kiedy zabrano go stamtąd, a ziemię zaczęto wsypywać do dołu, rozpłakał się:
– To jest mój zamek!

4-CMENTARZ

Tasia patrzyła jak ziemia z głuchym uderzeniem spada do ciemnego dołu, a płatki margerytek unoszą się na wietrze. Usłyszała dziecięcy śmiech, ale nie wiedziała, czy to śmieją się anioły, które machały do niej z nieba, czy mały Janek, który biegał za białymi płatkami margerytek. Zamyśliła się i chyba wtedy zrozumiała, że butów na stole nie wolno kłaść, bo nieszczęście gotowe.

5-ANIOŁEK

Filed Under: Bajki

11. KRÓLOWA

29 sierpnia 2020

1-KRÓLOWA-LECI-NAD-ULICĄ-ŁĄKOWĄ

Dzwony w kościołach ogłosiły niedzielę. Tasia w nowym kloszowym płaszczyku czekała na podwórku na rodziców. Płaszczyk na miarę uszyła krawcowa. Był piękny, czerwony i wystarczyło się zakręcić na pięcie, żeby falował w powietrzu. Tatuś wyszedł właśnie z bramy, uniósł Tasię wysoko i zakręcił dookoła. Dziewczynka poczuła, że zaraz poleci do nieba.
– Moja królewna! – zawołał Tatuś, patrząc na Tasię.

2-TASIA-W-KLOSZOWYM-PŁASZCZYKU

Stuk, stuk, a zaraz potem stuk, stuk, stuk. Usłyszeli, że mamusia schodzi po schodach na podwórko w swoich nowych beżowych szpileczkach. No i tatuś postawił Tasię na chodniku. Mamusia nie lubiła takiego dokazywania. Uważała, że to się zawsze źle kończy.
Wszyscy byli wystrojeni, bo to przecież niedziela. Mamusia w błękitnym kostiumiku z pięknymi, srebrnymi guzikami, a tatuś w popielatym garniturze i niebieskiej koszuli. No, ale oczywiście najpiękniej wyglądała Tasia w kloszowym czerwonym płaszczyku.

3-MAMUSIA

Po jednej stronie ulicy było słonecznie. Gołębie sfrunęły na chodnik i gruchały. Mieszkańcy całej ulicy szli do kościoła. Witali się skinieniem głowy, a niektórzy uchylali kapelusza. Po ciemnej stronie ulicy w kamienicach otwierano okna, chcąc wpuścić trochę słońca do mieszkań.
Przeraźliwie zajęczała w oddali brama. Środkiem jezdni szła teraz piękna kobieta. Jej długa błękitna suknia i szkarłatny płaszcz ciągnęły się po bruku. Na nogach miała złote buciki. Złotawa skóra i karminowe usta. Długie rozwiane jasne włosy błyszczały w słońcu. Szła dumnie prosto przed siebie. Ludzie uciekali od niej wzrokiem. Udawali, że jej nie ma. Może po prostu jej nie zauważali. A jednak dał się słyszeć słaby pomruk gdzieś z tyłu:
– Wariatka…. Wariatka…
– Ciii… tak nie można – szepnął ktoś z boku.
– Tak, tak… to ta z drugiego piętra… – powiedział ktoś.
– Chyba upadła na głowę? Jak można się tak wystroić? – dodał ktoś inny.
– Królowa! – wrzasnął jakiś głos.
– Ha, ha, ha… królowa – wtórował inny.
– Królowa! Królowa! królowa… – słychać było już z wielu miejsc.

4-KRÓLOWA

Ktoś nadepnął na szkarłatny płaszcz, którego strzęp oderwał się. Ktoś inny pociągnął kobietę za włosy. Wielu otoczyło ją, ale udało jej się wyrwać z kręgu. Kobieta zaczęła biec przed siebie. Ludzie zaczęli ją gonić. W końcu kobieta odbiła się od chodnika i pofrunęła w górę. Wszyscy zadarli wysoko głowy, żeby lepiej widzieć. Ze szkarłatnego płaszcza zrobił się ogromny latawiec, który lekko unosił kobietę w niebo. Płynęła w powietrzu nad ulicą i nad kamienicami, nad ludźmi, którzy zbliżali się do kościoła. W końcu zniknęła za dachami innych kamienic. Nikt z mieszkańców ulicy nigdy więcej jej nie widział.

5-NIEDZIELA-NA-ULICY-ŁĄKOWEJ

Na chodniku leżał skrawek szkarłatnego, królewskiego płaszcza. Poruszał nim wiatr. Tasia podniosła go i schowała do kieszonki swojego kloszowego czerwonego płaszczyka uszytego na miarę. Pozostał jedynym śladem po ostatniej królowej z ulicy Łąkowej.

Filed Under: Bajki

  • Go to page 1
  • Go to page 2
  • Go to page 3
  • Go to Next Page »
1 WIELORYBA 1. WIELORYBA
2. DZIADKA OGRODZILI!
1-DRZEWO-ZIELONE 3. DRZEWO
1-KOMINIARZ 4. WEJDŹ WYŻEJ!
1-STRAGAN-NA-ZIELONYM-RYNKU 5. SPRAWUNKI
1-CHLEB-Z-MUSZKATRDĄ 6. U TYCH W KOŃCU
1-TERAKOTA 7. TERRRAKOTKA
1-CIASTECZKO-W-PAPILOTCE 8. CIASTECZKA W PAPILOTKACH
1-ŚRUPEK 9. ŚRUPEK
1-KAWIARNIA 10. KAWIARNIA albo NIEDOCUKRZENIE
1-KRÓLOWA-LECI-NAD-ULICĄ-ŁĄKOWĄ 11. KRÓLOWA
1-BUTY-NA-STOLE 12. BUTY NA STOLE
1-ROWER 13. WYPADKI CHODZĄ PO KAŁUŻACH
1-TRZEPAK 14. O WYCHODZENIU PRZEZ OKNO
1-FOTO-ZORZA 15. PTASZEK W APARACIE
1-RODZINA 16. KAPELUSZ
stypendium
Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

wykonanie strony internetowej: miastostron.pl